wtorek, 5 stycznia 2010

Lampa - niestety nie Alladyna :)

Tłukło mi się coś po głowie i tłukło, aż wreszcie wytłukło... dziurę, a w tej dziurze zapaliła się żaróweczka z  super pomysłem: zrobię lampę!!:)
Pomysł w sumie nie wziął się z bylekąd, bo już od dawna myślałam nad zamianą lampy w moim osobistym, własnym i już nie długo, ale jeszcze mimo wszystko jedynym pokoju. Lampa obecna brzydka nie jest, ale robi mi okropne rzeczy, a mianowicie średnio co miesiąc przepala mi którąś z czterech żarówek i chyba nigdy nie zdarzyło się żeby wszystkie paliły się jednocześnie dłużej niż tydzień. Powodem wypalania jest prawdopodobnie zbytnie nagrzewanie się powietrza w niewielkich szklanych kulach, w których znajdują się żarówki. A ja porą zimową odczuwam ogromna potrzebę światła, jednakże dzięki felernej lampie w pokoju mam go znacznie mniej niżbym sobie tego życzyła.
Dlatego właśnie robię lampę, aaa nie dodałam jeszcze, że trochę z lenistwa (absurd wiem, ale jednak :) ) ponieważ nie mam ochoty chodzić po sklepach, szukać, szperać, zaglądać by znaleźć tę jedną jedyną, która mi się spodoba, a nie jest to łatwe, bo mnie mało co się podoba :).

Tak więc mój szanowny ojczulek (szanowny niezwykle bardzo, bo gdyby nie on nie miałabym pojęcia o niezliczonej liczbie najróżniejszych, fantastycznych narzędzi, a co dopiero mówić o ich posiadaniu, a on ma chyba wszystko:) ) przywiózł mi ze swojego "warsztatu" deseczki i dziś mierzyliśmy, piłowaliśmy, ucinaliśmy. A potem ja składałam, sklejałam, owijałam, przyszywałam (zszywkami, nie igłą). I wyszły mi stelaże, "owinięte" flizeliną - to jest pierwszy etap moje lampy, a co z tego wyjdzie to mam nadzieję w niedalekiej przyszłości się okaże.


Tak wyglądały moje posklejane stelaże.



A na ten moment moja lampa wygląda tak oto, co dalej będzie się z nią działo tego nawet najstarsi górale nie wiedzą :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz