wtorek, 2 listopada 2010

Weki

Jakiś czas temu wpuszczono mnie w czeluście rodzinnej piwnicy w celu wydobycia stamtąd starych, nie używanych już weków. Oczywiście nie miałam zielonego pojęcia o ich istnieniu. Najpierw odnalazłam ich pięć i moje przekonanie, że jest to jedyne pięć słoi było tak wielkie, że zaprzestałam poszukiwań. Dopiero potem uświadomiono mnie, że powinno ich tam być co najmniej DWADZIEŚCIA pięć, tak więc ponowiłam poszukiwania, a one zaowocowały dużą ilością tych pięknych szklanych naczyń poukrywanych gdzieś w najciemniejszych zakamarkach i pokrytych zatrważająca ilością kurzu i pajęczyn. A, że zagrożono mi, że jeśli ich nie zabiorę, to one pójdą precz i ozdobią sobą jakiś śmietnik, to przygarnęłam je wszystkie:).
W sam raz nadają się do kuchni, na makarony kasze i inne tym podobne sypkości :).

Na razie tylko cztery (dwa już były prezentowane tutaj), reszta wciąż czeka na swój czas i miejsce w kuchni :)

2 komentarze:

  1. Kobieto. Ja naprawdę nieładnie wyglądam ze szczęką opadłą do ziemi, ale maki na lodówce i wsie inne Twoje prace o takową minę mnie przyprawiają. jeszcze jak dodasz do tego stróżkę śliny płynącą z kącika ust to masz obrazek jak wyglądam oglądając Twój blog.
    Dodaję do listy i będę stałym gościem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj aż się zarumieniłam, nie przywykłam do takich pochwał :). Zatem raduję się ogromnie, że nie takie straszne te moje robótki ;). Zapraszam - czym chata bogata!! :) Proszę czuć się jak u siebie:)

    OdpowiedzUsuń